jak będę mógł, niech mi pani przedłoży tam swoje życzenia.
— Niech pan wybaczy moją śmiałość, panie baronie, ale zrozumie pan czemu odważyłam się... jestem bez oparcia...
— A! a!
— Och, panie baronie, pan się myli, rzekła spuszczając oczy.
Baronowi zdało się że słońce schowało się za chmury.
— Jestem w rozpaczy, ale jestem uczciwą kobietą, ciągnęła. Straciłam przed pół rokiem mego jedynego opiekuna, marszałka Montcornet.
— A, pani jesteś jego córką?
— Tak, ale nigdy mnie nie uznał.
— Aby móc pani zostawić część majątku.
— Nic mi nie zostawił, bo nie znaleziono testamentu.
— Och! biedna mała! zacnego marszałka zaskoczyła apopleksja... Niech pani będzie dobrej myśli, należy się coś córce jednego z Bajardów Cesarstwa.
Pani Marneffe skłoniła się z wdziękiem, równie dumna ze swego powodzenia jak baron ze swego.
— Skąd ona, u djaska, wraca tak wcześnie? spytał sam siebie śledząc falisty ruch sukien, w który młoda kobieta wkładała wdzięk może nieco przesadny. Nie z kąpieli, na to wydaje się nazbyt zmęczona, przytem mąż czeka na nią. To niepojęte, to daje wiele do myślenia.
Skoro pani Marneffe znikła w sieni, baron pomyślał o tem aby zajrzeć co córka robi w sklepie. Wchodząc tam — a wciąż zerkając w okna pani Marneffe — omal
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/127
Ta strona została skorygowana.