na rumieniec Hortensji rumieńcem zawstydzenia dość łatwym do pojęcia.
— Byłyżby to pierwsze pieniądze, jakie pan otrzymuje za swoją pracę? spytała baronowa.
— Tak, pani, za moją pracę jako artysty, ale nie za moje trudy, pracowałem bowiem jako robotnik...
— Miejmy tedy nadzieję, że pieniądze córki przyniosą panu szczęście! odparła pani Hulot.
— I bierz pan bez skrupułów, dodał baron widząc że Wacław trzyma sakiewkę w ręku niezdecydowany. Sumę tę zwróci nam jaki wielki pan, może jaki książę, który odda ją nam z lichwą, aby posiąść tak piękne dzieło.
— Och, ojczulku, zanadto mi jest drogie, abym je odstąpiła komukolwiek, nawet księciu krwi!
— Mogę zrobić dla pani inną grupę, ładniejszą...
— To już nie byłaby ta, odparła Hortensja.
— Zatem, wróciwszy do domu, zniszczę i formę i model! rzekł Steinbock.
— No, przynieś mi swoje papiery, młodzieńcze, a niebawem otrzymasz odemnie wiadomość, jeżeli odpowiesz mniemaniom jakie mam o tobie.
Po tych słowach, artyście wypadało się pożegnać. Skłonił się pani Hulot i Hortensji, która umyślnie nadbiegła z ogrodu, poczem poszedł wałęsać się po Tuillerjach, nie śmiejąc wrócić na swoje poddasze, gdzie tyran jego zasypałby go pytaniami i wydarłby mu tajemnicę.
Kochanek Hortensji roił całe setki grup i posągów; czuł w sobie moc kowania samemu w marmurze, jak Canova, który, wątły jak on, omal tego nie przypłacił
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/140
Ta strona została skorygowana.