Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/155

Ta strona została skorygowana.

— Jakto! więc ty kochasz tego chłopca? spytała pani Marneffe.
— Moja droga, odtąd między nami na śmierć, na życie, rzekła panna Fischer. Tak, jeżeli masz jakie węzły, będą dla mnie święte. Słowem, występki twoje staną się dla mnie cnotami, bo będę potrzebowała twoich występków!
— Żyłaś z nim więc? wykrzyknęła Walerja.
— Nie, chciałam być jego matką...
— Nic już nie rozumiem, odparła Walerja, w takim razie bowiem niema tu zdrady ani oszukaństwa, i powinnaś być szczęśliwa że się dobrze żeni, że wchodzi w świat... Zresztą to już przepadło, daj pokój. Codziennie, gdy ty wyjdziesz na obiad, pan artysta udaje się do pani Hulot...
— Adelino!... rzekła do siebie Elżbieta, o Adelino, zapłacisz mi to, sprawię że zrobisz się brzydsza odemnie!
— Ależ ty zbladłaś jak śmierć! rzekła Walerja. Jest więc w tem co?... Och, jaka ja głupia! te panie musiały się domyślać, że byłabyś stawiała przeszkody tej miłości, skoro się kryją przed tobą; ale, jeżeli nie żyłaś z tym chłopcem, wszystko to, moja droga, jest dla mnie bardziej ciemne niż serce mojego męża...
— Och, ty nie wiesz, odparła Elżbieta, ty nie wiesz, co to za łajdactwo! to ostatni cios, który zabija. Ileż ja dostałam takich pchnięć w serce! Ty nie wiesz, że, odkąd zdolna byłam czuć, zawsze poświęcano mnie dla Adeliny! Dla mnie były kije, dla niej pieszczoty! Ja chodziłam jak pomywaczka, a ona jak dama. Ja pieliłam w ogrodzie, obierałam jarzyny, a ona miała dziesięć palców na