Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/157

Ta strona została skorygowana.

razy czoło i powstrzymała grożące zapalenie. Po tej kąpieli, odzyskała całe panowanie nad sobą.
— Ani słowa, rzekła do pani Marneffe wycierając się, ani słowa o tem wszystkiem... Widzisz! jestem spokojna, o wszystkiem zapomniałam, myślę o czem innem!
— Zamkną ją jutro do warjatów, to pewna, pomyślała pani Marneffe przyglądając się Bietce.
— Co robić? ciągnęła Elżbieta. Widzisz, mój aniele, trzeba zmilczeć, schylić głowę i iść do grobu, jak woda płynie prosto do rzeki. Cóż mogę począć? Chciałabym ich wszystkich zetrzeć w proch. Adelinę, jej córkę, barona... Ale cóż może uboga kuzynka przeciw całej bogatej rodzinie?... To byłaby historja dwóch garnków: glinianego i żelaznego.
— Tak, masz słuszność, odparła Walerja; trzeba jedynie myśleć o tem, aby ciągnąć ku sobie najwięcej siana u żłobu. Oto życie w Paryżu.
— Ba! mówiła Elżbieta, umrę prędko, wierzaj, skoro stracę to dziecko, któremu chciałam zawsze być matką, z którem chciałam spędzić całe życie...
Łzy napłynęły jej do oczu, urwała. Ta tkliwość u istoty z siarki i ognia przejęła dreszczem panią Marneffe.
— Mam choć ciebie, rzekła ujmując rękę Walerji, to pociecha w tem wielkiem nieszczęściu... Będziemy się bardzo kochały, i czemuż miałybyśmy się rozstać? ja ci nigdy nie wejdę w drogę. We mnie nikt się nie zakocha!... wszyscy ci, którzy chcieli się żenić ze mną, robili to dla protekcji mego krewniaka... Mieć w sobie energię zdolną się wspiąć do raju, i zużywać ją na zdobywanie