Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/159

Ta strona została skorygowana.

Teraz ona umilkła, jak kobieta którą ponosi potok zwierzeń. Uderzona bacznością z jaką Bietka jej słucha, czuła potrzebę upewnić się, zanim jej wyda ostatnią tajemnicę.
— Widzisz, kochanie, jakie ja mam zaufanie do ciebie!... wtrąciła pani Marneffe, na co Elżbieta odpowiedziała bardzo uspokajającem skinieniem.
Oczy, poruszenie głową, mogą być przysięgą uroczystszą niż ta którą się składa przed sądem.
— Mam wszystkie pozory uczciwości, podjęła pani Marneffe kładąc dłoń w dłoni Elżbiety jakby dla odebrania od niej przysięgi. Jestem mężatką i jestem swoją panią; tak dalece, iż rano, kiedy Marneffe, wychodząc do biura, wpadnie na koncept pożegnania się ze mną i zastanie drzwi zamknięte, odchodzi poprostu spokojnie. Kocha swoje dziecko właśnie tyle, ile ja kocham owe marmurowe dzieci bawiące się u stóp posągu którejś z dwóch Rzek w Tuillerjach. Skoro nie wrócę na obiad, je najspokojniej obiad ze służącą, z którą jest w najlepszej komitywie. Po obiedzie co wieczór wychodzi i wraca około dwunastej lub pierwszej. Na nieszczęście od roku jestem bez pokojówki, co znaczy że od roku jestem wdową... Miałam tylko jedną namiętność, jedno szczęście... był to bogaty Brazylijczyk, wyjechał od roku — to był mój jedyny błąd! Pojechał sprzedać swoje dobra, spieniężyć wszystko aby osiąść we Francji. Co odnajdzie ze swojej Walerji? Błoto! Ba! to jego wina, nie moja, czemu tak długo nie wraca? Może i on się rozbił, jak moja cnota.
— Bądź zdrowa, kochanie, rzekła nagle Elżbieta, nie rozstaniemy się już. Kocham cię, poważam, jestem twoja!