stał szefem batalionu, ponieważ niegdyś zazdrościł epoletów Cezarowi Birotteau. Toteż, olśniony cudami dokonanemi przez architekta Grindot wówczas gdy koło fortuny wyniosło jego pryncypała w górę, sam, kiedy chodziło o urządzenie własnych apartamentów, nie długo robił głową (jak powiadał), ale zwrócił się z zamkniętemi oczyma i otwartą sakiewką do Grindota, architekta wówczas zupełnie zapomnianego. Sam Bóg wie, jak długo trwają jeszcze zgasłe sławy, przedłużone zapóżnionem uwielbieniem.
Grindot powtórzył tedy po raz tysiączny swój salonik biały ze złotem, obity pąsowym adamaszkiem. Palisandrowe meble, pospolicie rzeźbione, wbiły, w porównaniu do wyrobów paryskich, w słuszną dumę prowincję, w epoce wystawy przemysłowej. Świeczniki, kinkiety, popielniczki, żyrandol, zegar, strojne były banalną inkrustacją z kamyków i muszli. Okrągły stół na środku salonu, wykładany był mozajką wszelkich włoskich i starożytnych marmurów, przybyłych z Rzymu, gdzie się wyrabia te quasi-karty mineralogiczne przypominające próbki krawieckie: stół ten budził stały podziw wszystkich mieszczuchów bywających u Crevela. Portrety nieboszczki pani Crevel, Crevela, jego córki i zięcia, wyszły z pod pendzla Piotra Grassou, nadwornego malarza mieszczaństwa, któremu Crevel zawdzięczał śmieszność swej bajronicznej postawy: portrety te, zawieszone symetrycznie, zdobiły ściany. Ramy, po tysiąc franków sztuka, były w harmonii z całym tym kawiarnianym zbytkiem, który pobudziłby do uśmiechu prawdziwego artystę.
Złoto nigdy nie przepuściło sposobności do pokazania
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/169
Ta strona została skorygowana.