trąci to anielstwo, na jakie pasuje Balzac każdą mieszczkę która zachowała dla męża swoją szacowną cnotę. I co za nagrody! Ile synekur wali Balzac na rodzinę tych nieznośnych Hulotów aby im wynagrodzić szkody wyrządzone przez panią Marneffe! Trzy dostaje Wiktor, nie licząc spadku po marszałku; pani Hulot dostaje ministerjalną pensję w zamian za to że powozikiem objeżdża biednych i prawi im morały. Niedość na tem; jeszcze stary, zniedołężniały Hulot, bezkarny złodziej grosza publicznego, żyjąc w dostatku, dostaje tłustą synekurę w jakiejś dyrekcji kolei żelaznej. Niema co mówić, mimo jego sarkazmów, wszystkie czułości Balzaka były dla burżuazji; dla nędzarzy ma on zazwyczaj twarde i wzgardliwe słowa[1]. Wogóle znamiennem jest, iż literatura tego nawskroś demokratycznego kraju wcale nie bywa zbyt czułą dla maluczkich...
A teraz, w tej genialnie ujętej powieści społecznej mieści się niemniej głęboka i świetna powieść psychologiczna. Na to szerokie tło rzucony jest obraz jednej namiętności, odmalowany z pełnią która z barona Hulot czyni postać równie niezapomnianą jak Molierowski Harpagon. I możemy tu stwierdzić pewną wyższość powieści nad teatrem, gdy chodzi o psychologię figur. Hulota widzimy nie w jednym momencie jego życia, ale
- ↑ Oto np. dość jednostronny system leczenia bolączek społecznych: „...Kielnia jest w Paryżu większą cywilizacyjną siłą niż się przypuszcza. Budując ładne i wykwintne domy, okalając je chodnikami i umieszczając w nich sklepy, wystrasza ceną mieszkań ludzi bez zajęcia, stadła bez mebli i złych lokatorów.“