Wsunęła nakaz pod rygorem osobistym pod szkic marszałka Montcornet.
— Dla kogo gotujesz te śliczności? spytała biorąc gałązkę hortensji z wosku, którą Wacław odłożył aby zjeść owoce.
— Dla jubilera.
— Co za jubilera?
— Nie wiem, Stidmann prosił mnie abym to sknocił dla niego, bo jest bardzo zajęty.
— Ależ to hortensje, wyrzekła nieswoim głosem. Jak się to dzieje, że nigdy nie ulepisz nic dla mnie? Czy to tak trudno było wymyślić jaki nożyk, szkatułkę, mniejsza o to co, ot pamiątkę!... rzekła rzucając okropne spojrzenie na artystę, który szczęściem miał spuszczone oczy. I ty powiadasz, że mnie kochasz!
— Czy pani wątpi o tem?
— O, jakie to czułe to pani!... Słuchaj, byłeś moją jedyną myślą od czasu jak cię znalazłam tutaj umierającego... Kiedy cię ocaliłam, oddałeś mi się na własność. Nigdy nie wspominałam ci o tem zobowiązaniu, ale zobowiązałam się wobec samej siebie, tak! Powiedziałam sobie: „Skoro ten chłopak powierzył mi swoje życie, chcę aby był szczęśliwy i bogaty!“ Otóż, powiodło mi się dać ci w rękę los!
— Jakto? spytał biedny artysta odurzony szczęściem, a zbyt naiwny aby podejrzywać zdradę.
— Oto jak, odparła.
Elżbieta nie mogła sobie odmówić dzikiej przyjemności patrzenia na Wacława; on zaś spoglądał na nią z miłością synowską w której wyrażała się jego miłość
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/181
Ta strona została skorygowana.