Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/184

Ta strona została skorygowana.

jej szczęścia... Szczęście nie tworzy nic, prócz wspomnień. Kiedy myślę o tobie, siedzę godziny całe ze zwisłemi rękami... Słuchaj, Wacławie, zostań ze mną... Wierzaj, ja rozumiem wszystko, będziesz miał kochanki, ładne kobietki podobne do małej Marneffe która chce cię poznać... da ci szczęście, którego nie możesz mieć ze mną. Potem, później, kiedy ci uciułam trzydzieści tysięcy renty, ożenisz się...
— Jesteś pani aniołem i nigdy nie zapomnę tej chwili, odparł Wacław ocierając oczy.
— Oto, czego dla ciebie pragnę, moje dziecko, rzekła patrząc nań z upojeniem.
Próżność tkwi w nas tak mocno, że Elżbieta uwierzyła w swój tryumf. Zrobiła takie ustępstwo ofiarując panią Marneffe! Było to najwyższe wzruszenie jakiego doznała w życiu, pierwszy raz uczuła radość zalewającą jej serce. Aby przeżyć drugi raz podobną godzinę, byłaby sprzedała duszę djabłu.
— Jestem po słowie, kocham kobietę której żadna inna nie może zastąpić. Ale pani jesteś i będziesz zawsze dla mnie matką, którą straciłem.
To słowo spadło niby zwał śniegu na ten płomienisty krater. Elżbieta siadła, spojrzała posępnym wzrokiem na tę młodość, na ten wdzięk, na to czoło artysty, na te piękne włosy, na wszystko co budziło w niej zdławione instynkty kobiety, i drobne łzy, które natychmiast obeschły, zwilżyły na chwilę jej oczy. Podobna do tych nikłych posągów, które średniowieczni rzeźbiarze sadzali na grobowcach.