Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/196

Ta strona została skorygowana.

mu zostawić weksle, ale starzec zatrzymał go, zaznaczając że ósma jeszcze nie wybiła. Naraz zajechał przed dom kabrjolet: starzec wybiegł na ulicę i z wzniosłą ufnością wyciągnął ręce do barona, który wręczył mu trzydzieści tysięcy franków.
— Jedź o trzy kroki dalej, powiem ci czemu, rzekł stary Fischer. Oto, młodzieńcze, rzekł starzec wyliczając pieniądze przedstawicielowi banku, którego następnie przeprowadził aż do drzwi.
Kiedy woźny znikł z oczu, Fischer kazał zawrócić kabrjoletowi, w którym czekał dostojny jego bratanek, prawa ręka Napoleona, i rzekł prowadząc go do siebie:
— Chciałbyś aby wiedziano w Banku Francuskim, żeś ty mi wręczył trzydzieści tysięcy franków, któreś mi żyrował?... I to już nadto że na nich widnieje podpis człowieka takiego jak ty!...
— Chodźmy do ogródka, wujaszku, rzekł dygnitarz. Czerstwo się trzymasz, podjął siadając w altance obrosłej winem i oglądając starca tak jak handlarz ludzkiego mięsa ogląda zastępcę pod karabin.
— Czerstwy jak dożywotnik! odparł wesoło suchy, szczupły i żylasty staruszek z okiem pełnem życia.
— Gorąco ci nie szkodzi?
— Przeciwnie.
— Co mówisz o Algierze?
— Ładny kraj!... Francuzi bywali tam z małym kapralem.
— Chodzi o to, abyś, dla ocalenia nas wszystkich, jechał do Algieru.
— A mój interes?