Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/235

Ta strona została skorygowana.

— Och, pomyślała Elżbieta, w jakiejż ostateczności musi się znajdować, skoro w ten sposób nagina swoją dumę?
Elżbieta weszła do pokoju, zastała Adelinę we łzach, rzuciła się jej na szyję.
— Adelino, moje drogie dziecko, wiem wszystko! rzekła. O, marszałek upuścił ten papier, był tak wzburzony, biegł bez tchu... Ten niegodziwy Hektor nie dał ci pieniędzy od...?
— Daje najpunktualniej, odparła baronowa, ale Hortensja była w potrzebie, i...
— I nie miałaś za co ugotować dziś obiadu, przerwała kuzynce Bietka. Teraz rozumiem zakłopotaną minę Marysi, kiedy ją zagadnęłam o obiad. Nie bądź dzieckiem, Adelino! pozwól że ci oddam moje oszczędności.
— Dziękuję ci, moja poczciwa Bietko, odparła Adelina ocierając łzy. To tylko chwilowy kłopot, a o przyszłości już pomyślałam. Ograniczę odtąd wydatki do dwóch tysięcy czterystu franków, wraz z mieszkaniem, i będę je miała. Zwłaszcza ani słowa Hektorowi. Jak się ma, czy zdrów?
— Och! jak ryba! i wesół! myśli tylko o tej swojej czarownicy, o Walerji.
Pani Hulot wpatrywała się w wielki srebrny świerk rosnący pod oknem; Elżbieta nie mogła nic wyczytać w oczach kuzynki.
— Powiedziałaś mu, że to jest dzień, w którym zbieramy się tu wszyscy na obiad?
— Owszem!... ale co! pani Marneffe wydaje wielki obiad, ma nadzieję obrobić dymisję pana Coquet, wobec