Ten wspaniały egzemplarz portugalskiej rasy w Brazylii stanął plecami do kominka, w postawie paryskiego bywalca; z kapeluszem w ręce, z łokciem wspartym na aksamitnem pokryciu kominka pochylił się ku pani Marneffe i szeptał z nią pocichu, niewiele troszcząc się o pocieszne figury, które, jego zdaniem, bardzo nie w porę znalazły się w salonie.
To nagłe zjawienie, ta postawa i mina Brazylijczyka, wywołały zarówno u Crevela jak u barona zupełnie identyczny gest zaciekawienia pomięszanego z obawą. Toteż, mimika tych dwóch prawdziwych namiętności była tak komiczna przez tożsamość swego mechanizmu, że człowiek dość sprytny aby zrozumieć sytuację musiałby się uśmiechnąć. Crevel, zawsze łyk i kupczyk mimo że mer Paryża, dłużej na nieszczęście wytrwał w tej pozie niż jego współpracownik, tak iż baron podchwycił w przelocie mimowolne wyznanie Crevela. Był to jeden cios więcej dla zakochanego starca; postanowił się rozmówić z Walerją.
— Dziś wieczór, powiadał sobie również Crevel układając karty, trzeba z tem skończyć...
— Masz pan serce, krzyknął nań Marneffe, a renonsujesz!
— Och, przepraszam, odparł Crevel chcąc cofnąć kartę. — Ten nowy baron wydaje mi się zbyteczny, mówił dalej do siebie. Że Walerja żyje z moim baronem, to moja zemsta, i mam sposób aby się go pozbyć; ale ten kuzynek!... to już o jednego barona za wiele. Nie chcę grać roli dudka, chcę wiedzieć jakiego rodzaju to pokrewieństwo!
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/244
Ta strona została skorygowana.