Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/245

Ta strona została skorygowana.

Tego wieczora, szczęśliwym trafem który się zdarza tylko ładnym kobietom, Walerja była prześlicznie ubrana. Biały jej gors lśnił się wśród koronek, których rudawy odcień uwydatniał matowy atłas pięknych ramion. Paryżanki umieją (w jaki sposób, niewiadomo!) być pełne i szczupłe zarazem. Czarna aksamitna suknia co chwila zsuwała się jej z ramion; na głowie miała koronkę upiętą wraz z pękami kwiatów. Ręce jej, drobne a pulchne, wychylały się z przybranych koronkami rękawów. Podobna była do owych pięknych owoców, zalotnie ułożonych na wykwintnym talerzu, i kuszących ostrze noża.
— Walerjo, szepnął Brazylijczyk młodej kobiecie do ucha, wracam ci wierny; wuj mój umarł, i jestem dwa razy bogatszy niż byłem odjeżdżając. Chcę żyć i umierać w Paryżu, przy tobie i dla ciebie.
— Ciszej, kuzynku, przez litość!
— Och! choćbym miał tych wszystkich powyrzucać oknem, chcę z tobą pomówić dziś wieczór, straciłem całe dwa dni na szukaniu cię. Zostanę ostatni, nieprawdaż?
Walerja uśmiechnęła się do rzekomego kuzynka i rzekła:
— Pamiętaj, że masz być synem siostry mojej matki, która wyszła za twego ojca w czasie wyprawy Junota do Portugalji.
— Ja, Montez de Montejanos, potomek zdobywców Brazylji, miałbym kłamać?
— Ciszej, albo nie zobaczymy się już nigdy...
— Czemu?
— Marneffe — jak to bywa u umierających że się