— Cóż się stało z towarzystwem? spytał Marneffe widząc się sam z Crevelem.
— Kiedy słońce zajdzie, kury idą spać, odparł Crevel: pani Marneffe znikła, wielbiciele jej poszli. Możeby pikietę? dodał Crevel, który chciał zostać.
I on także sądził, że Brazylijczyk jest w domu. Marneffe zgodził się. Mer był równie sprytny jak baron; mógł tu wysiadywać ile tylko chciał grając w karty z mężem, który, od czasu jak zniesiono szulernie, zadowalał się skromniejszą i tanią grą domową.
Baron Hulot udał się szybko do kuzynki Bietki, ale drzwi były zamknięte. Zanim się zdołał porozumieć przez drzwi, zwinne i przebiegłe kobiety zdołały urządzić komedję niestrawności leczonej herbatą. Elżbieta tak cierpiała, że Walerja była o nią bardzo niespokojna; toteż pani Marneffe zaledwie zwróciła uwagę na gwałtowne wtargnięcie barona. Choroba jest parawanem, za który kobiety najczęściej się chronią przed takiemi burzami. Hulot rozejrzał się ukradkiem, ale nie dostrzegł w sypialni Bietki żadnego kąta gdzieby można było skryć Brazylijczyka.
— Twoja niestrawność, Bietko, przynosi zaszczyt obiadowi mojej żony, rzekł przyglądając się starej pannie, która była zdrowiuteńka i która, popijając herbatę, siliła się udawać jęki sprowadzone kurczami żołądka.
— Widzisz, baronie, co za szczęście że droga Bietka mieszka w tym samym domu! Gdyby nie ja, biedna dziewczyna jużby nie żyła!... rzekła pani Marneffe.
— Pan, zdaje się, myśli, że mnie nic nie jest, rzekła Elżbieta do barona, a to byłaby podłość.
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/249
Ta strona została skorygowana.