Walerja i Henryk mogą mieć z sobą do pomówienia; dlatego goście usunęli się dyskretnie... Gdybym tu był, byłbym ich zatrzymał, ale w tym wypadku byłbym źle zrobił, bo niedyspozycja Elżbiety, która zawsze podaje herbatę około wpół do jedenastej, przewróciła cały porządek.
— Więc Elżbieta naprawdę chora? spytał Crevel wściekły.
— Tak mi powiedziano, odparł Marneffe z ową cyniczną obojętnością człowieka dla którego kobiety przestały istnieć.
Mer spojrzał na zegarek; wedle tej miary, baron spędził jakieś czterdzieści minut w mieszkaniu Elżbiety. Rozradowana mina Hulota silnie obciążała Hektora, Walerję i Elżbietę.
— Byłem właśnie u niej, cierpi biedactwo straszliwie, rzekł baron.
— Zatem cierpienia bliźnich sprawiają ci wielką radość, kochany baronie, bo wracasz z twarzą doprawdy promieniejącą? Czy stan Elżbiety jest niebezpieczny? Podobno twoja córka dziedziczy po niej. Niepodobny jesteś do samego siebie, wypadłeś stąd jak Otello, a wracasz jak Saint-Preux!... Chciałbym widzieć fizjognomię pani Marneffe.
— Co pan przez to rozumie? spytał Marneffe zgarniając karty i kładąc je przed sobą.
Zgasłe oczy człowieka, zgrzybiałego w czterdziestym siódmym roku życia, ożywiły się; blade kolory wystąpiły na jego obwisłe i zimne policzki; otworzył bezzębne usta, na których czarne wargi wystąpiło coś w rodzaju
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/260
Ta strona została skorygowana.