piany, białej jak kreda, serowatej. Ta wściekłość półtrupa, którego życie wisiało na włosku i który w pojedynku nie ryzykowałby nic, podczas gdy Crevel miałby do stracenia wszystko, przeraziła mera.
— Powiadam, odparł Crevel, że chciałbym widzieć fizjognomię pani Marneffe, i mam słuszność tem bardziej, że pańska jest w tej chwili bardzo nieprzyjemna. Słowo honoru, jesteś straszliwie brzydki, mój drogi Marneffe...
— Czy pan wie, że pan nie jesteś grzeczny!
— Człowiek który wygrywa odemnie trzydzieści franków w trzy kwadranse, nigdy nie wydaje mi się ładny.
— Och! gdybyś mnie pan widział, odparł zastępca naczelnika, przed siedmnastu laty!
— Taki pan był przystojny? odparł Crevel.
— To mnie zgubiło; gdybym był taki jak pan, byłbym dziś parem i merem.
— Tak, rzekł z uśmiechem Crevel, nadtoś pan wojował; z dwóch metali, które można zarobić w służbie boga handlu, wybrałeś pan ten gorszy, kuracyjny!
I parsknął śmiechem. O ile Marneffe drażliwy był na punkcie honoru, o tyle zawsze dobrze przyjmował te płaskie i grube żarty; były one niby zdawkowa moneta rozmowy między Crevelem a nim.
— Wenus kosztuje mnie drogo, to prawda; ale, na honor, krótko a dobrze, to moja dewiza.
— Ja wolę długo a szczęśliwie, odparł Crevel.
Weszła pani Marneffe, ujrzała męża grającego z Creelem, obok nich barona, pozatem salon pusty; od pierw-
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/261
Ta strona została skorygowana.