Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/262

Ta strona została skorygowana.

szego rzutu oka na fizjognomię miejskiego dygnitarza, zrozumiała co się w nim dzieje; natychmiast powzięła postanowienie.
— Mój kocie, rzekła opierając się na ramieniu męża i przesuwając swoje ładne paluszki w brzydkich szpakowatych włosach nie mogąc niemi nakryć łysiny, późno jest dla ciebie, powinieneś iść spać. Wiesz że jutro bierzesz na przeczyszczenie, a Regina poda ci odwar z ziółek już o siódmej. Jeśli ci życie miłe, rzuć tę pikietę.
— Dogramy do pięciu? spytał Marneffe Crevela.
— Dobrze, mam już dwie, odparł Crevel.
— Jak to długo potrwa? spytała Walerja.
— Dziesięć minut, odparł Marneffe.
— Już jedenasta, zauważyła Walerja. Doprawdy, panie Crevel, możnaby rzec, że pan chce zabić mego męża. Śpiesz się pan przynajmniej.
Crevel, Hulot a nawet sam Marneffe uśmiechnęli się z tego dwuznacznika. Walerja podeszła do swego drogiego Hektora.
— Wyjdź, moje kochanie, szepnęła mu do ucha, przejdź się po ulicy Vanneau, wrócisz kiedy zobaczysz że Crevel wychodzi.
— Wolałbym wyjść z mieszkania i wrócić do twego pokoju przez garderobę; mogłabyś powiedzieć Reginie aby mi otworzyła.
— Regina jest na górze, dogląda Elżbietę.
— A gdybym poszedł do Elżbiety?
Wszystko groziło niebezpieczeństwem Walerji, która, przewidując wyjaśnienie z Crevelem, nie chciała Hulota