w swoim pokoju, skąd mógł słyszeć wszystko... A Brazylijczyk czekał u Elżbiety.
— Doprawdy, wy mężczyźni, rzekła, kiedy wam się czego zachce, podpalilibyście dom aby wejść do środka. Elżbieta nie jest w stanie takim aby cię mogła przyjąć. Czy boisz się zakatarzyć na ulicy?... No, idź... albo dobranoc!...
— Żegnam panów, rzekł baron głośno.
Podrażniony w swej starczej ambicji, Hulot chciał dowieść, że może grać rolę młodzika oczekując godziny pieszczot na ulicy; jakoż wyszedł.
Marneffe powiedział dobranoc żonie, przyczem ujął ją za ręce z pozorami czułości. Walerja ścisnęła znacząco rękę męża, co miało znaczyć:
— Oswobodź-że mnie od Crevela.
— Dobranoc, panie Crevel, rzekł Marneffe; mam nadzieję, że pan nie będzie długo siedział z Walerją. O, bo ja jestem zazdrosny; przyszło mi to późno, ale za to dobrze... Wrócę tu sprawdzić czy pan poszedł.
— Mamy pomówić o interesach, ale nie będę siedział długo, odparł Crevel.
— Mów cicho! Czego pan sobie życzy? rzekła Walerja na dwa różne tony, mierząc Crevela spojrzeniem pełnem dumy i wzgardy.
Pod tem wyniosłem spojrzeniem, Crevel, który oddawał Walerji ogromne usługi i chciał się niemi puszyć, stał się z powrotem uległy i pokorny.
— Ten Brazylijczyk...
Crevel, przerażony bystrem i wzgardliwem spojrzeniem Walerji, urwał.
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/263
Ta strona została skorygowana.