— Kto mógł ci powiedzieć? spytał.
— Walerja, do paralusza! nasza Walerja, która chce być tylko moją Walerją. Partja na partję, baronie, a rozgrywka kiedy zechcesz. Nie możesz się gniewać, wiesz że zawsze wymawiałem sobie prawo do rewanżu; tyś stracił trzy miesiące na to aby mi zdmuchnąć Józefę, ja ci zabrałem Walerję w... Nie mówmy o tem, dodał. Teraz chcę ją mieć całą dla siebie. Ale, mimo to, zostaniemy dobrymi przyjaciółmi.
— Crevel, nie żartuj, rzekł baron głosem zdławionym wściekłością, tu idzie o śmierć i o życie.
— Ech! jak ty to bierzesz!... Baronie, nie przypominasz sobie, coś mi powiedział w dzień ślubu Hortensji? „Czy dwa chwaty takie jak my mogą się poróżnić o spódniczkę? To dobre dla kramarzy, dla łyków...“ My jesteśmy, to rzecz dowiedziona, muszkieterowie, Regencja, Pompadour, ośmnasty wiek, najczystszy styl marszałka de Richelieu, ba, śmiem powiedzieć Niebezpieczne związki!...
Crevel mógł jeszcze długo paradować tą literaturą; baron słuchał go tak jak słuchają głusi w początkach głuchoty. Widząc, przy blasku gazu, że twarz przeciwnika pobladła, zwycięzca zatrzymał się wreszcie. Po oświadczeniach pani Olivier, po ostatniem spojrzeniu Walerji, było to dla barona uderzenie gromu.
— Mój Boże! tyle było innych kobiet w Paryżu!... wykrzyknął wreszcie.
— Własnie to samo ci mówiłem, kiedyś mi zabrał Józefę, odpowiedział Crevel.
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/269
Ta strona została skorygowana.