— Słuchaj, Crevel, to niemożliwe... Daj mi dowody!... Czy masz, jak ja, klucz od bramy?
I baron, przybywszy pod dom, wpakował klucz do zamku, ale drzwi ani drgnęły, napróżno próbował niemi wstrząsnąć.
— Nie rób hałasów po nocy, rzekł spokojnie Crevel. Patrz, baronku, ja mam lepsze klucze od twoich.
— Dowody! dowody! powtarzał baron odchodząc od siebie z bólu.
— Chodź, dam ci je, odparł Crevel.
I, w myśl życzeń Walerji, pociągnął barona ku Wybrzeżu ulicą Hillerin-Bertin. Nieszczęsny Radca Stanu szedł tak jak idzie kupiec w wilię dnia w którym ma zgłosić upadłość; gubił się w domysłach co do przyczyn tak głębokiego zepsucia Walerji, myślał że jest ofiarą jakiejś mistyfikacji. Mijając most królewski uczuł że życie jego jest tak puste, tak zupełnie skończone, tak zagmatwane sprawami pieniężnemi, że omal nie uległ złej pokusie aby pchnąć Crevela do rzeki i rzucić się za nim.
Przybywszy na ulicę Dauphin, która w owym czasie nie była jeszcze rozszerzona, Crevel zatrzymał się przed bramą jednego z domów. Z bramy tej wchodziło się w długą sień wyłożoną czarnemi i białemi taflami; na końcu sieni znajdowały się schody i izdebka odźwiernego, oświetlone oknami wychodzącemi na małe podwórko, jakich tyle jest w Paryżu. Podwórko to przylegało do sąsiedniej posesji; otóż, domek Crevela (on bowiem był właścicielem) miał przybudówkę z oszklonym dachem, wzniesioną na sąsiednim gruncie. Budynek ten, obciążony zakazem nad-
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/270
Ta strona została skorygowana.