do pani Marneffe. Zastał bezecną istotę, uroczą czarodziejkę, w rozkosznym negliżyku, przy apetycznym śniadanku, w towarzystwie barona Henryka Montez de Montejanos oraz Elżbiety. Mimo ciosu, jaki mu zadał widok Brazylijczyka, Crevel poprosił panią Marneffe o dwie minuty rozmowy. Walerja przeszła z Crevelem do salonu.
— Walerjo, mój aniele, rzekł rozkochany Crevel, twój mąż nie długo ma życia przed sobą; jeżeli chcesz mi być wierną, po jego śmierci pobierzemy się. Pomyśl o tem. Uwolniłem cię od Hulota... Zastanów się tedy, czy ten Brazylijczyk może się równać z merem Paryża, człowiekiem, który dla ciebie zapragnie dojść do najwyższych godności i który już posiada blisko dziewięćdziesiąt tysięcy franków renty.
— Pomyślę, rzekła. Będę przy ulicy Dauplin o drugiej i pogadamy; ale bądź rozsądny! i nie zapomnij o lokacie którą mi wczoraj przyrzekłeś.
Wróciła do jadalni w towarzystwie Crevela, który pochlebiał sobie że wynalazł sposób aby posiadać Walerję wyłącznie; ale spostrzegł barona Hulot, który podczas tej krótkiej rozmowy przybył party tem samem pragnieniem. Radca Stanu poprosił, tak samo jak Crevel, o chwilę audiencji. Pani Marneffe wstała aby wrócić do salonu, uśmiechając się do Brazylijczyka jakby dla powiedzenia: „Poszaleli! czyż oni nie widzą ciebie?“
— Walerjo, rzekł Radca Stanu, moje dziecko, ten kuzyn, to jest kuzyn z bajki...
— Och! dosyć! przerwała mu. Marneffe nigdy nie był, nie będzie, nie może być moim mężem. Pierwszy, jedyny człowiek którego kiedy kochałam, wrócił niespo-
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/278
Ta strona została skorygowana.