Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/282

Ta strona została skorygowana.

Apartamencik ten, niegdyś w harmonii z miodowym miesiącem, przedstawiał w tej chwili wygląd wpół świeży, wpół zwiędły, który można nazwać jesienią umeblowania. Młodzi małżonkowie to są marnotrawcy; bez woli i wiedzy marnują wszystko dokoła siebie, tak samo jak nadużywają miłości. Przepełnieni samemi sobą, nie myślą o przyszłości, która później staje się troską matki rodziny.
Elżbieta zastała Hortensję, jak kończyła właśnie sama ubierać małego Wacia, którego wynoszono do ogrodu.
— Dzieńdobry, Bietko, rzekła Hortensja, która sama otworzyła kuzynce.
Kucharka poszła na targ, pokojówka, będąca zarazem niańką, prała.
— Dzieńdobry, drogie dziecko, odparla Elżbieta ściskając Hortensję. Cóż, szepnęła jej do ucha, czy Wacław jest w pracowni?
— Nie, rozmawia ze Stidmanem i Chanorem w salonie.
— Czy mogłybyśmy być same? spytała Elżbieta.
— Chodź do mojego pokoju.
Pokój ten, obity persem w różowe kwiaty i zielone gałązki na białem tle, wciąż wystawiony na słońce, spłowiał, zarówno jak dywan. Firanki oddawna nie były prane. Czuć było dym cygar Wacława, który, zostawszy wielkim panem sztuki a szlachcic z urodzenia, strząsał popiół na poręcze foteli, na najładniejsze cacka, jak człowiek kochany od którego znosi się wszystko i jak człowiek bogaty, któremu obce są mieszczańskie troski o przyszłość.
— I cóż, mówmy o twoich sprawach, zagadnęła Elżbieta, widząc iż piękna kuzynka niemo zagłębiła się w fo-