— Klaudjusz Vignon wprowadził tam Stidmanna. To bardzo miły dom.
Hortensja spuściła głowę. Uczucia jej można wyrazić w jednym słowie: to nie był ból, ale choroba.
— Ależ, droga Hortensjo, naucz-że się żyć! wykrzyknęła Elżbieta, pojmując wymowny gest Hortensji. Inaczej, skończysz jak matka, zamknięta w pustym pokoiku, gdzie będziesz płakała jak Kalipso po wyjeździć Ulissesa, w wieku gdy niema już Telemaków!... dodała powtarzając koncept pani Marneffe. Trzeba patrzeć na ludzi jak na narzędzie, których się używa, które się bierze i rzuca wedle ich użyteczności. Posłużcie się, drogie dzieci, panią Marneffe, i rzućcie ją potem. Czy się boisz, aby Wacław, który cię ubóstwia, nie zapłonął do kobiety o kilka lat starszej od ciebie, zwiędłej jak reneta i...
— Wolę zastawić brylanty, rzekła Hortensja. Och, nie idź tam Wacławie, nigdy!... to piekło!
— Hortensja ma słuszność, rzekł Wacław ściskając żonę.
— Dzięki ci, drogi mój, odparła młoda kobieta w upojeniu szczęścia. — Widzisz, Bietko, mój mąż, to anioł, nie gra w karty, chodzimy wszędzie razem; gdyby jeszcze mógł zabrać się do pracy, nie, to już byłoby za wiele szczęścia. Poco się mamy pokazywać u kochanki naszego ojca, u kobiety która go rujnuje i jest powodem zgryzot zabijających naszą bohaterską mamę?
— Moje dziecko, ruina twego ojca ma źródło w czem innem; to śpiewaczka zrujnowała go, a potem twoje małżeństwo, odparła Bietka. Wierzaj mi, pani Marneffe bar-
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/296
Ta strona została skorygowana.