dzo mu jest użyteczna, bardzo!... ale nie mam prawa nic mówić.
— Ty bronisz wszystkich, droga Bietko...
Krzyk dziecka odwołał Hortensję do ogrodu, Elżbieta została sama z Wacławem.
— Masz anioła za żonę, Wacławie! rzekła Bietka, kochaj ją, nie spraw jej nigdy zgryzoty.
— Ach, kocham ją tak, że kryję przed nią nasze położenie, odparł Wacław; ale z tobą, Bietko, mogę o niem mówić... Otóż, gdybym nawet zastawił brylanty żony, nie wieleby to nam pomogło.
— Więc pożycz od pani Marneffe... rzekła Elżbieta. Namów Hortensję, aby ci pozwoliła tam iść, albo, dalibóg, idź tak aby ona nie wiedziała!
— O tem właśnie myślałem, odparł Wacław, w chwili gdy wzbraniałem się iść aby nie martwić Hortensji.
— Słuchaj, Wacławie, zanadto was oboje kocham, aby cię nie ostrzec o niebezpieczeństwie. Jeżeli tam pójdziesz, trzymaj serce oburącz, bo ta kobieta to szatan; każdy kto się do niej zbliży, traci głowę; jest tak zepsuta, taka ponętna... Przykuwa do siebie jak arcydzieło. Pożycz od niej pieniędzy, ale nie daj jej duszy w zastaw. Byłabym niepocieszona, gdybyś miał zdradzić Hortensję... Otóż i ona! wykrzyknęła Bietka, nie mówmy już nic, ja to urządzę.
— Uściskaj Bietkę, mój aniele, rzekł Wacław do żony, wybawi nas z kłopotu pożyczając nam swoje oszczędności.
Dał znak Elżbiecie, która go zrozumiała.
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/297
Ta strona została skorygowana.