trzewików z kozłowej skóry, krojem swym zdradzających szewca ostatniego rzędu, ktoś obcy zawahałby się czy ma wziąć ową Bietkę za kuzynkę domu, wyglądała bowiem najzupełniej na dochodzącą szwaczkę. Mimo to, stara panna, wychodząc, skłoniła się przyjaźnie panu Crevel, na który to ukłon osobistość ta odpowiedziała znakiem porozumienia.
— Przyjdzie pani jutro, nieprawdaż, panno Fischer? rzekł.
— Nie będzie gości? spytała kuzynka Bietka.
— Moje dzieci i ja, to wszystko, odparł gość.
— Dobrze, odrzekła, w takim razie niech pan liczy na mnie.
— Pani, oto jestem na jej rozkazy, rzekł kapitan milicyi obywatelskiej, skłaniając się ponownie przed baronową Hulot.
I spojrzał na panią Hulot tak, jak Tartufe spogląda na Elmirę, kiedy prowincjonalny aktor, gdzieś w Poitiers albo Coutances, uważa za potrzebne podkreślać intencje tej roli.
— Jeżeli pan zechce przejść ze mną tutaj, będziemy mogli rozmawiać o wiele swobodniej niż w salonie, rzekła pani Hulot wskazując sąsiedni pokój, który w rozkładzie mieszkania przeznaczony był na salon do gry.
Pokój ten oddzielony był jedynie cienkiem przepierzeniem od buduaru którego okna wychodziły na ogród: pani Hulot zostawiła Crevela na chwilę samego, uważając za potrzebne zamknąć okno i drzwi buduaru, iżby nikt nie mógł podsłuchiwać. Zamknęła nawet przez ostrożność i oszklone drzwi salonu, uśmiechając się do
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.