tem od ulicy, kapitalista, książę, albo jakiś królewicz z bajki o wróżkach?
— Och! chciałabym go widzieć!... wykrzyknęła Hortensja ze śmiechem.
— Aby się przekonać, jak wygląda ktoś kto może kochać starą kozę? odparła Bietka.
— To musi być jakiś potwór, stary biuralista z capią bródką! rzekła Hortensja zerkając na matkę.
— Otóż właśnie łaskawa pani się myli.
— Ale czy ty naprawdę masz chłopca? spytała Hortensja tryumfalnie.
— Tak samo naprawdę jak ty nie masz! odparła kuzynka z urażoną miną.
— A więc jeżeli masz wielbiciela, Bietko, czemu nie wyjdziesz za niego?... rzekła baronowa dając znak córce. Już trzy lata jest o nim mowa, miałaś czas go poznać; jeżeli dotąd wytrwał, nie powinnaś przeciągać tej uciążliwej dlań sytuacji. To zresztą kwestja sumienia; wreszcie, jeżeli jest młody, czas wziąć sobie podporę starości.
Kuzynka Bietka spojrzała bystro na baronową, a widząc że ta żartuje, odparła:
— Toby znaczyło ożenić głód z pragnieniem; on jest robotnikiem, ja robotnicą, gdybyśmy mieli dzieci, byłyby robotnikami... Nie, nie, kochamy się duchowo... to tańsze!
— Czemu go ukrywasz? spytała Hortensja.
— Bo chodzi w bluzie, odparła śmiejąc się stara panna.
— Kochasz go? spytała baronowa.
— Och! jakżeby! ubóstwiam mego cherubina. Oto już cztery lata, jak żyję tylko nim.
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/74
Ta strona została skorygowana.