widzi na piedestale; dumny jest ten chłopczyna, niczem dwaj świeżo upieczeni hrabiowie!
— To koncept pożyczony od Michała-Anioła; ale, na zakochanego, to wcale sprytne, rzekła Hortensja. A ile chce za to?
— Tysiąc pięćset franków?... Kupiec nie może oddać bronzu taniej, bo musi wziąć swój procent.
— Papuś, rzekła Hortensja, jest w tej chwili komisarzem królewskim, widuje codzień obu ministrów w Luwrze i załatwi twoją sprawę, biorę to na siebie. Będziesz bogata, hrabino Steinbock.
— Ach, nie, mój chłopiec jest leniuch, tygodnie całe trawi gniotąc czerwony wosk w palcach a robota nie postępuje. Ot, przesiaduje w Luwrze, w Bibliotece, ogląda sztychy, przerysowuje je... To próżniak.
I dalej potoczyła się ta żartobliwa rozmówka. Hortensja śmiała się, ale wymuszonym śmiechem, gdyż owładnęła nią owa miłość, którą przeszły wszystkie młode dziewczyny, miłość do czegoś nieznanego, miłość w stanie mglistym, której rojenia skupiają się koło jakiejś fizjognomii nastręczonej im przez przypadek, niby kryształki szronu czepiają się źdźbła słomy zawieszonego przez wiatr na futrynie okna. Od dziesięciu miesięcy zrobiła rzeczywistą istotę z owego fantastycznego kochanka, dlatego że wierzyła, jak matka, w wiekuiste panieństwo kuzynki; otóż, od tygodnia widziadło to stało się hrabią Wacławem Steinbock, marzenie zyskało swoją metrykę, mgła zagęściła się w trzydziestoletniego młodzieńca. Pieczątka, którą trzymała w ręce, niby Zwiastowanie w którem geniusz tryskał jak światło, miała
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/82
Ta strona została skorygowana.