Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/107

Ta strona została skorygowana.

— Niestety, drogi panie Celestynie, nie chodzi tu o nasze dzieci, te biedne złote istoty!... Jeżeli pańskie serce, zamknie się dla Wiktora i Celestyny, będę ich tak kochała, że może zdołam złagodzić gorycz jaką wznosi gniew pański w ich piękne dusze. Karze pan swoje dzieci za dobry uczynek!
— Tak, dobry uczynek źle spełniony! To prawie zbrodnia! rzekł Crevel bardzo rad z tego aforyzmu.
— Czynić dobrze, drogi panie Celestynie, to nie znaczy czerpać pieniądze z pełnego worka! to znaczy opłacać wyrzeczeniami swoją szlachetność, cierpieć za swą dobroć! być przygotowanym na niewdzięczność! Niebo nie zna miłosierdzia, które nie kosztuje nic...
— Wolno jest, zacna pani, iść świętym do przytułku; wiedzą, że to jest dla nich brama do nieba. Ja jestem człowiek z tego świata, boję się Boga, ale jeszcze bardziej boję się piekła nędzy. Być bez grosza, to w naszym obecnym porządku społecznym ostatni szczebel nieszczęścia. Ja jestem człowiek mojego czasu: szanuję pieniądz!...
— Ma pan słuszność, rzekła Adelina: z punktu widzenia świata.
Była o sto mil od tej kwestji; myślała o stryju, a myśl ta była dla niej niby rozpalony ruszt św. Wawrzyńca: widziała go, jak sobie odbiera życie strzałem z pistoletu! Spuściła oczy, poczem podniosła je na Crevela; ale był w nich wyraz anielskiej słodyczy, nie zaś tej wyzywającej lubieżności, tak sprytnie wyzierającej z oczu Walerji. Trzy lata wprzódy, byłaby oczarowała Crevela tem niebiańskiem spojrzeniem.