Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/121

Ta strona została skorygowana.

niczki. Wszedł do pokoju Walerji, którą zastał przy czesaniu. Przyjrzała się Crevelovi w lustrze, i, jak wszystkie kobiety tego typu, nic nie wiedząc jeszcze, już się uczuła dotknięta jego silnem wzruszeniem, którego nie ona była przyczyną.
— Co tobie, kochanie? spytała. Czy tak się wchodzi do swojej małej księżniczki? Choćbym nawet nie była księżniczką dla ciebie, to i tak byłabym zawsze twoim kociakiem, ty niegodziwcze!
Crevel odpowiedział smętnym uśmiechem i wskazał Reginę.
— Reniu, moje dziecko, dosyć na dzisiaj, doczeszę się sama. Podaj mi kimono chińskie, bo mój pan ma dziś minę skończonego chińczyka...
Regina, dziewczyna z twarzą podziurawioną jak sito i jakby umyślnie stworzona dla Walerji, wymieniła uśmiech ze swą panią i przyniosła szlafroczek. Walerja zdjęła peniuar, została w koszuli, i wsunęła się w szlafroczek jak wąż w kępę trawy.
— Pani niema w domu dla nikogo?
— Także pytanie! rzekła Walerja. — No dalej, mów, moje kocisko, co się stało? Akcje lewego brzegu spadły?
— Nie.
— Podniesiono cenę pałacyku?
— Nie.
— Nie wierzysz, że jesteś ojcem małego Crevela?
— Cóż za głupstwo! odparł jak człowiek pewny siebie.
— Daję słowo, już nic nie wiem! rzekła pani Marneffe. Kiedy mam wyciągać z przyjaciela jego zgryzoty,