Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/128

Ta strona została skorygowana.

— Masz zatem czterysta tysięcy franków? rzekła wpół-zamyślona.
— Nie.
— A więc, łaskawy panie, chciałeś pan pożyczyć tej wiedźmie dwieście tysięcy franków przeznaczone na mój pałacyk? To już jest zbrodnia obrazy kotuśki!...
— Ależ słuchaj!
— Gdybyś dał te pieniądze na jaki głupi wynalazek filantropijny, postawiłoby cię to może na piedestale, rzekła ożywiając się, i ja pierwszabym ci to doradzała... Jesteś za tępy aby spłodzić jakąś grubą książkę polityczną, która daje człowiekowi reputację; nie władasz piórem tak aby pitrasić broszury; mógłbyś tedy zrobić jak robią inni w twojem położeniu, ozłocić blask swego imienia stając na czele jakiejś rzeczy socjalnej, moralnej, nacjonalnej i piramidalnej. Zdmuchnięto ci dobroczynność, to już nie w modzie... Biedni recydywiści, którym zapewniono lepszy los niż uczciwym biedakom, to już zużyte. Jabym chciała, abyś wymyślił, za dwieście tysięcy franków, coś trudniejszego, coś naprawdę użytecznego. Mówionoby o tobie jak o dobroczyńcy ludzkości, jak o drugim Montyonie, a ja byłabym z ciebie dumna! Ale rzucać dwieście tysięcy franków w kropielnicę, pożyczać je dewotce opuszczonej przez męża dla jakiegoś powodu — ba, zawsze jest jakiś powód: czy mnie ktoś porzuca? — to głupstwo, które, w naszej epoce, może się wylęgnąć jedynie w głowie eks-olejkarza! To cuchnie ladą sklepową. Nie śmiałbyś w dwa dni potem spojrzeć na siebie w lustrze! Idź złóż te pieniądze