Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/130

Ta strona została skorygowana.

tem, z boazerjami, i wybornie zachowane. Marszałek zapełnił je staremi meblami w tym samym stylu. W wozowni trzymał powóz, na którego drzwiczkach były wymalowane dwie laski na krzyż, i wynajmował konie, kiedy wybierał się in fiocchi, do ministerjum, na zamek, na jakąś uroczystość lub przyjęcie. Ponieważ usługiwał mu od trzydziestu lat stary sześćdziesięcioletni żołnierz, którego siostra była znów za kucharkę, marszałek mógł oszczędzić jakiś dziesiątek tysięcy franków, które dołączał do kapitaliku przeznaczonego dla Hortensji. Codziennie starzec udawał się piechotą bulwarami z ulicy Montparnasse na ulicę Plumet; na jego widok każdy inwalida stawał w pozycji salutując, marszałek zaś dziękował wiarusowi uśmiechem.
— Któż jest ten stary, któremu tak robicie front? spytał jednego dnia młody robotnik starego kapitana Inwalidów.
— Powiem ci, smarkaczu, odparł oficer.
Smarkacz przybrał pozycję człowieka, który z rezygnacją gotuje się wysłuchać gaduły.
— W roku 1809, rzekł inwalida, broniliśmy skrzydła wielkiej armii, która pod dowództwem cesarza szła na Wiedeń. Przybywamy do mostu bronionego potrójną baterją armat ustawionych na skale: trzy reduty jedna nad drugą, wycelowane na most. Byliśmy pod komendą generała Masseny. Ten, którego widzisz, był wówczas pułkownikiem grenadjerów gwardji, ja byłem pod nim... Nasze kolumny były na jednym brzegu rzeki, reduty na drugim. Trzy razy atakowano most i trzy razy wrócono z kwitkiem. „Sprowadzić mi tu Hulota!“ rzekł mar-