Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/133

Ta strona została skorygowana.

— Jak on ją kocha! Będę ją tedy spotykała zawsze i wszędzie! rzekła sobie w duchu Elżbieta.
Elżbieta królowała już w domu, ale zdala od oczu marszałka. Wzbudziła lęk w trojgu służących. Przyjęła pokojówkę i rozwijała iście staropanieńską energię, każąc sobie zdawać sprawę ze wszystkiego, wglądając we wszystko, i troszcząc się w każdej rzeczy o dobro drogiego marszałka. Bietka, zawzięta republikanka, tak samo jak jej przyszły, podobała mu się przez swoje demokratyczne instynkty; przymilała mu się zresztą z zadziwiającą zręcznością. Od dwóch tygodni, marszałek, lepiej karmiony, otaczany opieką istotnie macierzyńską, zaczął w końcu widzieć w Elżbiecie ucieleśnienie swoich marzeń.
— Marszałku drogi! krzyczała wyprowadzając go na ganek, podnieś szyby, nie wystawiaj się na przeciąg, zrób to dla mnie!...
Marszałek, stary kawaler którego nikt nigdy nie pieścił, uśmiechnął się z powozu do Elżbiety, chociaż miał serce ściśnięte.
W tej samej chwili, baron Hulot wychodził z biura i udawał się do gabinetu marszałka księcia de Wissemburg, który go wezwał do siebie. Mimo że nie było nic nadzwyczajnego w tem że minister wzywa jednego z dyrektorów departamentu, Hulot miał tak nieczyste sumienie, iż dopatrzył się czegoś złowrogiego, zimnego w twarzy woźnego Mitouflet.
— Jak się ma książę, Mitouflet? spytał zamykając swój gabinet i doganiając woźnego który ruszył przodem.