Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/140

Ta strona została skorygowana.

— Cóż za dzieciństwo! rzekł marszałek. Wiem, gdzie są te dwieście tysięcy franków i każę je zwrócić. — Wnieś pan natychmiast prośbę o dymisję i o spensjonowanie! rzekł rzucając arkusz kancelaryjnego papieru na stół, przy którym usiadł Radca Stanu, nie mogąc utrzymać się na nogach. Pański proces byłby hańbą dla nas wszystkich, toteż uzyskałem od rady ministrów upoważnienie do postąpienia w ten sposób. Skoro godzisz się na życie bez honoru, bez mego szacunku, życie w hańbie, dostaniesz emeryturę która ci się należy. Tylko postaraj się pan aby o tobie zapomniano.
Marszałek zadzwonił.
— Urzędnik Marneffe jest w biurze?
— Tak, ekscelencjo.
— Niech przyjdzie.
— Pan, krzyknął książę na jego widok, i pańska żona, zrujnowaliście z rozmysłem obecnego tu barona d‘Ervy.
— Wybacz pan, panie ministrze, jesteśmy bardzo biedni, żyję tylko z mojej pensji, a mam dwoje dzieci, z których ostatnie wniósł do mojej rodziny pan baron.
— Cóż za łajdacka fizjognomia! rzekł książę wskazując Marneffa marszałkowi Hulot. — Dosyć tych błazeństw, odparł; oddasz pan dwieście tysięcy franków albo pójdziesz do Algieru.
— Ależ, panie ministrze, pan nie znasz mojej żony, ona wszystko schrupała. Pan baron zapraszał codzień po sześć osób na obiad... Wydawało się u mnie pięćdziesiąt tysięcy franków rocznie.