Marszałek Hulot odwiózł brata, który zajął miejsce na przedniem siedzeniu, z szacunkiem pozwalając bratu usiąść samemu w głębi. Dwaj bracia nie zamienili ani słowa. Hektor był jak ścięty. Marszałek pozostał skupiony w sobie, jak człowiek który zbiera siły i napina je aby udźwignąć miażdżący ciężar. Przybywszy do domu, zaprowadził brata, nic nie mówiąc, jedynie rozkazującem skinieniem ręki, do swego gabinetu. Hrabia dostał niegdyś od cesarza Napoleona wspaniałą parę pistoletów z fabryki wersalskiej; wydobył z sekretarza puzdro, na którem był wyryty napis: Od cesarza Napoleona generałowi Hulot, i wskazując je bratu, rzekł:
— Oto twój lekarz.
Elżbieta, która podglądała przez uchylone drzwi, pobiegła do powozu i kazała jechać co żywo na ulicę Plumet. W niespełna dwadzieścia minut sprowadziła baronową, powiadomioną o scenie między marszałkiem a bratem.
Hrabia, nie patrząc na brata, zadzwonił na swego totumfackiego, starego żołnierza, który służył mu od trzydziestu lat.
— Beaupied, rzekł, spowadż mi mego rejenta, hrabiego Steinbock, moją siostrzenicę Hortensję i agenta giełdowego. Jest wpół do jedenastej, niech mi tu wszyscy będą na południe. Bierz dorożkę, i leć... na jednej nodze!... rzekł, odnajdując obozowe wyrażenie, które dawniej często miał w ustach.
I zrobił straszliwego marsa, który pobudzał baczność żołnierzy, wówczas gdy z nimi przetrząsał zarośla Bretanii w r. 1799. (Patrz Szuanie).
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/145
Ta strona została skorygowana.