Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/148

Ta strona została skorygowana.

— Bracie mój! rzekła Adelina klękając przed marszałkiem, żyj dla mnie! Pomóż mi w dziele które chcę podjąć, aby Hektora pogodzić z życiem, skłonić by okupił swe błędy!...
— On! rzekł marszałek; jeżeli będzie żył, jeszcze nie dopełnił miary swoich zbrodni! Człowiek, który unieszczęśliwił Adelinę, który zgasił w sobie uczucia prawdziwego republikanina, tę miłość kraju, rodziny i ubogich, jaką siliłem się mu wszczepić, taki człowiek jest potworem, wieprzem... Zabierz go, jeżeli go kochasz jeszcze, bo słyszę w sobie głos, który na mnie woła, aby nabić pistolety i strzelić mu w łeb! Zabijając go, ocaliłbym was wszystkich i ocaliłbym jego przed nim samym.
Stary marszałek wstał ruchem tak groźnym, że biedna Adelina krzyknęła:
— Pójdź, Hektorze!
Chwyciła męża, wyprowadziła go, opuściła pałac ciągnąc za sobą barona tak zmienionego, że musiała go wsadzić do dorożki aby go przewieźć do domu, gdzie położył żył się do łóżka. Człowiek ten, jakby unicestwiony, pozostał tak kilka dni, odmawiając wszelkiego pokarmu i nie mówiąc ani słowa. Adelina łzami wymuszała na nim aby przełknął trochę buljonu; czuwała przy jego łóżku; ze wszystkich uczuć, które wypełniały niegdyś jej serce, pozostała jedynie głęboka litość.
O wpół do pierwszej, Elżbieta wprowadziła do gabinetu marszałka, którego nie odstępowała przerażona zaszłą w nim zmianą, rejenta i hrabiego Steinbock.