Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/153

Ta strona została skorygowana.

— Nie możemy tu zostać dłużej, mówiła właśnie Hortensja w chwili gdy ukazał się ojciec, komorne jest zbyt drogie...
— Co się tyczy mieszkania, rzekł Wiktor przerywając przykre milczenie, ofiaruję matce...
Słysząc te słowa, które zdawały się go wyłączać, baron podniósł głowę schyloną ku dywanowi w którego kwiaty wpatrywał się bezmyślnie, i zwrócił na adwokata żałosne spojrzenie. Prawa ojca są tak święte, nawet gdy ten ojciec jest wyzutym ze czci nikczemnikiem, że Wiktor zatrzymał się.
— Matce... powtórzył baron. Masz słuszność, mój synu.
— Mieszkanie nad naszem, w tem samem skrzydle, rzekła Celestyna, kończąc zdanie męża.
— Zawadzam wam, moje dzieci?... rzekł baron ze słodyczą człowieka, który wydał wyrok sam na siebie. Och, bądźcie bez obaw co do przyszłości, nie będziecie się potrzebowali użalać na ojca; nie ujrzycie go aż wówczas, gdy nie będziecie musieli się zań rumienić.
Przygarnął Hortensję i ucałował ją w czoło. Otworzył ramiona synowi, który rzucił się w nie rozpaczliwie, zgadując intencje ojca. Baron dał znak Elżbiecie, i skoro podeszła, ucałował ją w czoło. Następnie udał się do swego pokoju, dokąd Adelina, zdjęta nieznośnym lękiem, weszła za nim.
— Brat miał słuszność, Adelino, rzekł biorąc ją za rękę. Jestem nie godzien życia rodzinnego. Nie odważyłem się inaczej niż w sercu pobłogosławić moich biednych dzieci, których postępowanie było wręcz wzniosłe. Po-