winem i wódką... O, jeden z tych robotników, co to pięć dni w tygodniu świętują.
Ten niezbyt zachęcający opis sprawił, iż Elżbieta żywo pobiegła na podwórze domu położonego od ulicy Louis-le-Grand, gdzie zastała człowieka pykającego z artystycznie opalonej fajki.
— Po-co tu przychodzicie, ojcze Chardin? rzekła. Umówione jest, że macie być w pierwszą sobotę każdego miesiąca w bramie pałacu Marneffe, przy ulicy Barbet-de-Jouy; czekałam tam na was pięć godzin, a was nie było!...
— Byłem, czcigodna i litościwa paniusiu! odparł tapicer; ale była właśnie honorowa pulka w kawiarni Uczonych przy ulicy Coeur-Volant, a każdy ma swoją pasję. Moja, to bilard. Gdyby nie bilard, jadałbym na srebrze; bo zważ to pani dobrze! rzekł szukając jakiegoś papieru w podartych spodniach, bilard pociąga za sobą kieliszeczek i śliweczkę moczoną... Jak we wszystkich pięknych rzeczach, rujnują nas dodatki. Znam naszą umowę, ale stary jest w takich opałach, że przyszedłem tu na grunt zakazany... Gdyby nasze włosie było czystem włosiem człowiek by na nim łatwo zaspał, ale jest mięszane, o!... Bóg jest nie dla wszystkich, jak mówią; ma swoje sympatje; to mu wolno. Oto pismo pani szanownego krewniaka, który znowuż ma wielką sympatję do materaca... To jego opinia polityczna.
Ojciec Chardin starał się nakreślić w powietrzu jakieś zygzaki wskazującym palcem prawej ręki.
Nie słuchając go, Bietka odczytała tych parę wierszy:
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/180
Ta strona została skorygowana.