Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/184

Ta strona została skorygowana.

— Próbowałam, proszę pani, ale odmówiła wszystkiego, powiadając że to małe niedomaganie, podrażnienie nerwów...
— Gdzieście ją wprowadzili?
— Do wielkiego salonu.
— Żywo, dziewczyno! Dalej, moje najładniejsze pantofle, szlafroczek z haftem Bijou, zatrzęsienie koronek. Uczesz mnie tak, żeby nieboże zgłupiało... Ta kobieta to mój kontrast! I niech powiedzą tej damie (bo to prawdziwa dama, moje dziecko! ba jeszcze więcej, to coś, czem ty nie będziesz nigdy: kobieta, której modły wybawiają duszę z waszego czyśćca!) niech jej powiedzą że jestem w łóżku, że grałam wczoraj, że wstaję...
Baronowa, wprowadzona do największego z salonów Józefy, nie zważyła jak jej czas przeszedł, mimo że czekała dobre pół godziny. Salon ten, już odnawiany od czasu jak Józefa zajmowała pałacyk, obity był jedwabiem koloru massaca ze złotem. Zbytek, jaki niegdyś wielcy panowie rozwijali w swoich kawalerskich domkach i którego tyle świetnych szczątków świadczy o szaleństwach usprawiedliwiających ich miano (folies), lśnił całem udoskonaleniem nowoczesnych środków w czterech na oścież otwartych pokojach, w których niewidoczny kaloryfer utrzymywał miłą temperaturę. Oszołomiona baronowa przyglądała się każdemu artystycznemu cacku z głębokiem zdumieniem. Znajdowała tam wytłómaczenie owych fortun topniejących w tyglu, pod którym rozkosz i próżność utrzymują żarzący płomień. Ta kobieta, która, od dwudziestu sześciu lat, żyła wśród zimnych relikwij zbytku z epoki Cesarstwa, której oczy