oglądały wyblakłe kwiaty dywanów, zczerniałe bronzy, jedwabie spełzłe jak jej serce, ujrzała potęgę uroków występku widząc jej rezultaty. Nie można było nie zazdrościć tych pięknych rzeczy, tych cudownych wytworów, na które złożyli się wszyscy nieznani wielcy artyści, tworzący dzisiejszy Paryż i jego czarodziejską produkcję. Wszystko tam zdumiewało doskonałością unikatu. Modele zostały zniszczone; toteż kształty, posążki, rzeźby, wszystko było oryginałem. Było to ostatnie słowo dzisiejszego zbytku. Posiadać rzeczy nie spospolitowane przez dwa tysiące bogatych mieszczuchów, którzy biorą za zbytek natłoczenie bogactw zawalających wszystkie magazyny, — oto cecha prawdziwego zbytku, zbytku nowoczesnych wielkich panów, meteorów paryskiego firmamentu. Oglądając żardinjery pełne egzotycznych kwiatów, zdobne cyzelowanemi bronzami w rodzaju tak zwanym Boulle‘a, baronowa przeraziła się ilością bogactw zawartych w tem mieszkaniu. Uczucie to musiało nieodzownie objąć i osobę, którą opływał ten strumień zbytku. Adelina pomyślała, że Józefa Mirah, której portret, pendzla Józefa Bridau[1], jaśniał w sąsiednim buduarze, jest genialną śpiewaczką, drugą Malibran, i spodziewała się ujrzeć istną lwicę. Żałowała że przyszła. Ale pchało ją uczucie tak silne, tak naturalne, poświęcenie tak pozbawione rachuby, że zebrała całą odwagę aby znieść to spotkanie. Przytem spodziewała się zaspokoić swoją palącą ciekawość, przejrzeć urok jaki posiadają te kobiety, umiejące wycisnąć tyle złota ze skąpych po-
- ↑ Kawalerskie gospodarstwo.