Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/187

Ta strona została skorygowana.

— Pani, przywiodła mnie tu rozpacz, która nie pozwala przebierać w środkach...
Gest Józefy dał uczuć baronowej, że zraniła tę, od której spodziewała się tak wiele. Spojrzała na artystkę. Błagalne to spojrzenie zgasiło płomień w oczach Józefy; uśmiechnęła się. Ta niema gra między dwiema kobietami miała swoją straszliwą wymowę.
— Oto już półtrzecia roku jak mąż mój opuścił rodzinę, i nie wiem gdzie jest, mimo iż wiem że mieszka w Paryżu, podjęła wzruszonym głosem baronowa. Sen nasunął mi myśl, niedorzeczną może, że los jego nie jest pani obcy. Gdyby pani mogła ułatwić mi widzenie z mężem, och, pani, modliłabym się za panią codzień, póki mego życia tu na ziemi...
Dwie wielkie łzy, które zabłysły w oczach śpiewaczki, zwiastowały jej odpowiedź.
— Pani, rzekła z akcentem głębokiej pokory, wyrządziłam jej dużo złego, nie znając pani; ale teraz, kiedy mam szczęście oglądać w pani osobie najwyższy obraz cnoty na ziemi, wierzaj mi, iż czuję cały ciężar mojej winy, odczuwam szczery żal; toteż niech pani będzie pewna, iż zdolna jestem do wszystkiego aby to zło naprawić!...
Ujęła rękę baronowej i, nim ta zdołała przeszkodzić, ucałowała ją z największem uszanowaniem; posunęła się nawet do tego iż zgięła kolano. Następnie podniosła się dumnie, jak gdyby wchodziła na scenę w roli Matyldy, i zadzwoniła.
— Śpiesz, rzekła do kamerdynera, weź konia, niech padnie jeżeli trzeba, ale znajdź mi małą Bijou, przy ulicy