— Zatem, rzekła baronowa, dzięki pani, mężowi memu nie zbywało na niczem?
— Staraliśmy się o to, pani.
— A gdzie jest?
— Książę mówił mi, jakieś pół roku temu, że baron, znany jego rejentowi pod nazwiskiem pana Thoul, wyczerpał sumę ośmiu tysięcy franków, z których miał pobierać co kwartał równe raty, odparła Józefa. Ani ja, ani p. d‘Hérouville nie słyszeliśmy nic o baronie. Życie nasze, w teatrze, jest tak gorączkowe, tak zajęte, że nie mogłam rozbijać się za starym Thoul. Przypadkowo, od pół roku, Bijou, moja hafciarka, a jego... jak mam powiedzieć?
— Jego kochanka, rzekła pani Hulot.
— Jego kochanka, powtórzyła Józefa, nie była tutaj. Może panna Olimpja Bijou się rozwiodła. W naszym okręgu[1] rozwód zdarza się często.
Józefa wstała, wybrała co najrzadsze kwiaty z żardinierek i zrobiła prześliczny, czarujący bukiet dla pani Hulot. Baronowa, musimy wyznać, zawiodła się zupełnie w swoich oczekiwaniach. Podobnie jak poczciwe mieszczuchy uważają genialnych ludzi za rodzaj potworów, które jedzą, piją, chodzą, mówią zupełnie inaczej niż inni ludzie, tak baronowa spodziewała się ujrzeć Józefę-czarodziejkę, Józefę-śpiewaczkę, pełną dowcipu i pokus kurtyzanę; ujrzała spokojną i taktowną kobietę, talent uszlachetniony poczuciem swej wartości, prostotę
- ↑ Paryż podzielony jest na dwanaście okręgów. „Półświatek“ jego nosi żartobliwą nazwę trzynastego okręgu.