Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/191

Ta strona została skorygowana.

będzie pani słyszała wszystko. Tę scenę grywa się równie często w życiu jak w teatrze. — I cóż, pani Bijou, rzekła śpiewaczka do starej, odzianej w tartanową suknię niby odźwierna w święto, jesteście tedy wszyscy szczęśliwi? Udało się waszej córce!
— Och! szczęśliwi! Córka daje nam sto franków miesięcznie, a sama jeździ powozem, jada na srebrze, jest milonerką!... Olimpka mogłaby nas wyciągnąć z naszej biedy. W moim wieku, pracować!... To się nazywa dobrodziejstwo?
— To brzydko, że jest niewdzięczna, bo przecież pani zawdzięcza swą urodę, odparła Józefa; ale dlaczego nie przyszła mnie odwiedzić? Wszak to ja wydobyłam ją z nędzy, swatając ją memu wujowi...
— Tak, pani, panu Thoul!... Ale to już starowina, do niczego...
— Cóżeście z nim zrobili? Czy jest u was?... Źle zrobiła, że z nim zerwała; p. Thoul ma teraz miliony...
— Och, Boże miłosierny, rzekła stara Bijou; toż samo jej mówiłam, kiedy mu tak zalewała sadła za skórę. Biedny stary, to była sama dobroć! O, ależ mu ona dojadła. Widzi pani, Olimpka wdała się w złe towarzystwo!
— Jakto?
— Poznała się, z przeproszeniem pani, z jednym klakierem, siostrzeńcem starego tapicera z przedmieścia Saint-Marceau. Ot, nygus, nieroba, jak każdy ładny chłopiec; wisi przy teatrze! no i lecą na niego wszystkie dziewczęta z bulwaru du Temple, gdzie on pcha nowe sztuki, jak mówi, i robi klakę aktorkom. I jak sobie żyje! Rano, śniadanie, i to nie byle jakie; przed