Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/197

Ta strona została skorygowana.

Na widok tej okropnej starej, Wiktora wstrząsnął jakiś — jeżeli można tak nazwać — wewnętrzny dreszcz. Mimo iż bogato ubrana, przerażała ona wyrazem zimnej złości, wyciśniętym na jej płaskiej twarzy, straszliwie pomarszczonej, mięsistej i białej. Marat, gdyby był kobietą i w tym wieku, byłby, jak pani Saint-Estève, żywym obrazem Terroru. Ta okropna stara miała w swoich jasnych małych oczkach krwiożerczość tygrysa. Spłaszczony nos, o dużych owalnych nozdrzach ziejących ogniem piekieł, przypominał dziób najdrapieżniejszego z dzikich ptaków. Geniusz intrygi mieszkał pod jej niskiem i okrutnem czołem. Długie kłaki rosnące potrosze we wszystkich szczelinach twarzy, świadczyły o męskiej energii. Każdy ktoby ujrzał tę kobietę, pomyślałby że malarze nie umieli pochwycić twarzy Mefistofelesa...
— Drogi panie, rzekła protekcjonalnym tonem, oddawna już nie zajmuję się temi sprawami. To, co zrobię dla pana, to będzie jedynie przez wzgląd dla mego drogiego bratanka, którego kocham więcej niż własnego syna... Otóż, prefekt policji, któremu p. prezydent ministrów szepnął słówko w pańskim przedmiocie konferując z panem Chapuzot, uważa że policja nie powinna tu występować osobiście. Dano wolną rękę memu bratankowi; ale on w tem wszystkiem może służyć tylko radą, nie może się narażać...
— Jest pani ciotką pana...
— Właśnie, przecięła: i jestem trochę dumna z tego, bo to jest mój uczeń, uczeń który rychło stał się mistrzem... Rozpatrzyliśmy pańską sprawę i wiemy już co w trawie piszczy. Dasz pan trzydzieści tysięcy fran-