pożyczce. Byłżebyś jak oni wszyscy, rzekła wskazując gości, zadurzony w tej kobiecie? Pomyśl tylko, byłbyś rywalem swego teścia. Pomnij wreszcie o zgryzocie, jaką sprawiłbyś Hortensji.
— To prawda, rzekł Wacław, Hortensja to anioł, a ja byłbym potworem.
— Dość już jednego w rodzinie, odparła Elżbieta.
— Artyści nie powinni się żenić! wykrzyknął Steinbock.
— Ba, to właśnie ci mówiłam przy ulicy Doyenné. Twoje dzieci, to twoje posągi, grupy, arcydzieła.
— Co wy tam mówicie? spytała Walerja przystając koło Elżbiety. — Podaj herbatę, kuzynko.
Steinbock, przez polską próżnostkę, chciał okazać, że jest na poufałej stopie z tą czarodziejką salonu. Objąwszy hardem spojrzeniem Stidmanna, Klaudjusza Vignon, Crevela, ujął Walerję za rękę i zmusił ją aby siadła koło niego na kanapie.
— Zanadto jesteś wielkim panem, hrabio! rzekła, opierając się trochę.
Zaśmiała się, padając na sofę koło niego, przyczem nie omieszkała mu pokazać pączek róży zdobiący jej stanik.
— Niestety, gdybym był wielkim panem, nie przychodziłbym tu jako szukający pożyczki.
— Biedne dziecko! przypominam sobie twoje pracowite noce przy ulicy Doyenné. Byłeś troszkę... głuptasek. Ożeniłeś się tak, jak głodny rzuca się na chleb. Nie znasz Paryża! Widzisz dokąd cię to zaprowadziło! Ale byłeś
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/21
Ta strona została skorygowana.