dla hrabiego Steinbocka, który kiedyś będzie mógł się uiścić; ale on jest jej kochankiem, mocno kochanym, często kochanym...
— Kochankiem!... rzekł Crevel, na którego twarzy odbiło się gwałtowne wzburzenie. To podłe, to brudne, to małe i nikczemne spotwarzać kobietę!... Kiedy się mówi tego rodzaju rzeczy, mój panie, trzeba dowieść...
— Dam panu dowody.
— Czekam ich.
— Pojutrze, drogi panie Crevel, powiem panu dzień, godzinę i chwilę, w której będę mógł odsłonić panu przerażające zepsucie pańskiej przyszłej żony.
— Doskonale, bardzo mi będzie miło, rzekł Crevel odzyskując zimną krew. — Bywajcie zdrowe, moje dzieci. — Do widzenia, Bietko...
— Idź za nim, Bietko, szepnęła Celestyna kuzynce.
— No i cóż, w ten sposób pan odchodzi?... zawołała Bietka za Crevelem.
— A, rzekł Crevel, bardzo się wyrobił mój pan zięć, bardzo, bardzo. Sąd, Izba, matactwa prawne i polityczne, zrobiły zeń tęgiego chwata. Haha! wie, że się żenię we środę, i oto w niedzielę panicz ofiaruje się oznajmić mi za trzy dni moment, w którym mi dowiedzie że moja żona jest mnie niegodna... To wcale sprytnie... Wracam podpisać intercyzę... No, chodź ze mną, Bietko, chodź!... Nie będą wiedzieli o niczem. Chciałem zapisać czterdzieści tysięcy franków renty Celestynie; ale Wiktor zachował się w ten sposób, że nazawsze zraził mnie do siebie.
— Niech mi pan da dziesięć minut czasu; zaczekaj
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/210
Ta strona została skorygowana.