Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/220

Ta strona została skorygowana.

— I cóż, droga pani Saint-Estève! rzekł adwokat wprowadzając ohydną starą do gabinetu i zamykając starannie drzwi, jak stoimy?
— I cóż, drogi panie, rzekła spoglądając na Wiktora zimno ironicznym okiem, namyślił się pan?
— Zrobiła pani co?
— Da pan pięćdziesiąt tysięcy?
— Tak, odparł młody Hulot, bo trzeba działać. Czy pani wie, że jednem zdaniem ta kobieta przyprawiła o niebezpieczeństwo życie i rozum mojej matki? Zatem trzeba działać.
— Jużeśmy działali! odparła stara.
— No i?... konwulsyjnie zapytał Wiktor.
— No i cóż, nie cofa się pan przed kosztami?
— Przeciwnie.
— Bo... mamy już dwadzieścia trzy tysiące franków kosztów.
Młody Hulot popatrzył na starą Saint-Estève ogłupiałym wzrokiem.
— Ej, byłżebyś pan dudkiem, pan, jeden z luminarzy trybunału? rzekła stara. Za tę sumę można kupić sumienie panny służącej i obraz Rafaela, to nie drogo...
Hulot stał ogłupiały, otwierał szeroko oczy.
— A więc, ciągnęła Saint-Estève, kupiliśmy pannę Reginę Toussard, istotę dla której pani Marneffe nie ma tajemnic...
— Rozumiem...
— Ale, jeżeli panu żal pieniędzy, niech pan powie!