Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/221

Ta strona została skorygowana.

— Zapłacę na pani wiarę, odparł; tylko dalej! Matka mówiła, że ci ludzie zasłużyli na najsurowsze kary.
— Nie łamie się już kołem, odparła stara.
— Odpowiada mi pani za powodzenie?
— Niech mi pan pozwoli działać, rzekła Saint-Estève. Pańska zemsta zaczyna się już przyrumieniać.
Spojrzała na zegar, wskazówka była na szóstej.
— Pańska zemsta ubiera się, w piecu w Rocher de Cancale już zapalono, konie prychają w uprzęży, moje żelazka już się grzeją. Och! znam twoją panią Marneffe na wylot. Wszystko przygotowane, są skwarki w łapce na myszy, jutro ci powiem, czy się myszka złapała.
— Żegnam panią.
— Umie pan po angielsku?
— Tak.
— Czy widział pan Makbeta, granego po angielsku?
— Tak.
— A więc, mój synu, będziesz królem, to jest dostaniesz spadek! rzekła ta okropna czarownica, którą Szekspir przeczuł, i która widocznie znała Szekspira.
Zostawiła Hulota osłupiałego na progu gabinetu.
— Niech pan nie zapomina, że nasz termin jutro! dodała uprzejmie jak nałogowa pieniaczka.
Ujrzała zbliżające się dwie osoby i chciała uchodzić w ich oczach za jakąś hrabinę de Pimbèche.
— Cóż za tupet! powiedział sobie Hulot, żegnając ukłonem rzekomą klientkę.
Baron Montez de Montejanos był lwem, ale lwem nieodgadniętym. Cały modny Paryż, Paryż turfu i loretek, podziwiał niesłychane kamizelki tego cudzoziem-