Karabina posadziła Combaba przy sobie po lewej a księcia d‘Hérouville po prawej. Cydaliza siadła obok Brazylijczyka, Bixiou koło Normandki. Malaga zajęła miejsce obok księcia.
O siódmej, zabrano się do ostryg. O ósmej, między dwoma daniami, pojawił się mrożony poncz. Wszyscy znają porządek uczt tego rodzaju. O dziewiątej, szczebiotano tak jak się szczebioce po czterdziestu dwóch butelkach doskonałego wina wybitego w czternaście osób. Podano wety, owe szkaradne wety kwietniowe. Ta odurzająca atmosfera spoiła tylko Normandkę, która nuciła kolendy. Z wyjątkiem tej nieboraczki, nikt nie stracił głowy, ile że mężczyźni i kobiety była to śmietanka birbantującego Paryża. Koncepty strzelały, oczy, mimo iż błyszczące, jaśniały inteligencją, ale z ust wybiegały ucinki, anegdoty, niedyskrecje. Rozmowa, która dotąd kręciła się w błędnem kole wyścigów i koni, katastrof giełdowych, rozmaitych przewag tego lub owego lwa, oraz znanych skandalów, zaczynała przybierać charakter poufny, oraz dzielić się na grupy dwóch serc.
Pod wpływem znaczących spojrzeń Karabiny, Leon de Lora, Bixiou, la Palférine i du Tillet zaczęli mówić o miłości.
— Przyzwoici lekarze nie mówią nigdy o medycynie, prawdziwa szlachta nie mówi o swoich przodkach, ludzie utalentowani nie mówią o swoich dziełach, rzekła Józefa; poco mówić o naszym zawodzie?... Kazałam odwołać przedstawienie w Operze aby móc przyjść, z pewnością nie poto... Nie pozujmy więc, drogie dzieci.
— Mówi się o prawdziwej miłości, moje dziecko!
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/227
Ta strona została skorygowana.