rzekła Malaga, o tej miłości która sprawia że człowiek się zarzyna sam, że zarzyna ojca i matkę, że sprzedaje żonę i dzieci i dostaje się do Clichy...
— No to mówcie! odparła śpiewaczka. Nie znam. Nie mam przyjemności!
Nie mam przyjemności!... to słowo przejęte z gwary uliczników paryskich do słownika loretek, jest, przy pomocy gry oczu i fizjognomii tych kobiet, w ich ustach całym poematem.
— Więc ja cię nie kocham, Józefo? szepnął książę.
— Książę może mnie kochać prawdziwie, odrzekła do ucha księciu śpiewaczka z uśmiechem; ale ja cię nie kocham ową miłością o której mowa, tą miłością, która sprawia że cały świat obleka się kirem bez ukochanego człowieka. Jesteś mi przyjemny, użyteczny, ale nie jesteś mi niezbędny; gdybyś mnie jutro porzucił, znalazłabym trzech książąt w miejsce jednego...
— Alboż miłość istnieje w Paryżu? rzekł de Lora. Nikt tu nie ma czasu zrobić majątku, jakżeby się mógł oddać prawdziwej miłości, która chwyta człowieka jak kleszczami? Trzeba być djabelnie bogatym aby kochać, bo miłość unicestwia człowieka, mniej więcej tak jak naszego oto drogiego brazylijskiego barona. Prawdziwy kochanek podobny jest do eunucha, bo niema już dla niego kobiet na ziemi! Jest tajemniczy, jest, jak prawdziwy chrześcijanin, samotny w swojej pustelni! Patrzcie mi na tego zacnego Brazylijczyka!...
Cały stół zwrócił oczy na Henryka Montez de Montejanos, który ku swemu zawstydzeniu ujrzał się przedmiotem wszystkich spojrzeń.
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/228
Ta strona została skorygowana.