— Pasie się tu od godziny jak wół, nie wiedząc że ma za sąsiadkę kobietę naj... nie mogę tutaj powiedzieć najpiękniejszą, ale najświeższą w Paryżu.
— Wszystko tu jest świeże, nawet ryba, to honor zakładu, rzekła Karabina.
Baron Montez de Montejanos spojrzał uprzejmie na pejzażystę i rzekł:
— Bardzo dobrze! piję do pana!
Skinął głową Leonowi de Lora, przechylił szklankę pełną Porto i wypił po mistrzowsku.
— Kocha się pan zatem? rzekła Karabina do sąsiada, w ten sposób tłómacząc sobie toast.
— Zdrowie damy! rzekła loretka tonem tak uciesznym, że pejzażysta, du Tillet i Bixiou parsknęli śmiechem.
Brazylijczyk został poważny, jak posąg z bronzu. Spokój ten podrażnił Karabinę. Wiedziała doskonale że Montez kocha panią Marneffe, ale nie spodziewała się tej ślepej wiary, tego zaciętego milczenia. Równie często sądzi się kobietę z zachowania jej kochanka, co mężczyznę z zachowania kochanki. Dumny ze swej miłości i z wzajemności Walerji, baron mierzył tych wytrawnych znawców lekko ironicznym uśmiechem. Był zresztą wspaniały w tej chwili: wino nie zmieniło jego cery, oczy zaś, błyszczące barwą ciemnego złota, kryły tajemnice duszy. Toteż Karabina mówiła sobie w myśli:
— Cóż za kobieta! jak ona dobrze zapieczętowała to serce!
— To skała! rzekł półgłosem Bixiou, który widział
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/229
Ta strona została skorygowana.